Selen – pierwiastek, który kojarzymy z orzechami brazylijskimi:) Albo z grzybami – ale tu pamiętać trzeba, że zawartość selenu w grzybach będzie zależała od gleby, na której rosną. Niestety okazuje sie, że tego pierwiastka jest w naszej diecie jak na lekarstwo. Nie dostarczamy, ogólnie, społecznie, dostatecznej ilości tego mikropierwiastka. a przecież w świetle badań (jest ich sporo, np. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5307254/, https://www.nature.com/articles/s41574-019-0311-6) niedobór selenu powoduje hypotyroidyzm, czyli niedoczynność tarczycy. Selen wpływa na przekształcanie tyroksyny T4 w trójjodotyronitę T3, która umożliwia metabolizm składników odżywczych. ALE tutaj ważne ale musze wtrącić: pojedynczy minerał nie zadziała tak samo efektywnie jak w kompleksie. Naturalnym kompleksie. Czyli uzupełnianie/suplementacja samego selenu jest nieefektywna a wręcz może być szkodliwa. Selen jest toksycznym pierwiastkiem, którego nadmierne spożycie (powyżej 400 mikrogramów na dzień) może powodować liczne działania niepożądane, przyczynia się min. do pojawienia się obrzęku płuc, marskości wątroby, choroby nowotworowej. Kiedy występuje w postaci naturalnej i kiedy towarzyszą mu inne minerały i związki śladowe przedawkowanie jest raczej niemożliwe:)
Nie tylko zioła stanowią świetną kurację przeciwzapalną i wspomagającą pracę tarczycy.
Na pewno wielu z was słyszało określenie „płynne złoto„. To nic innego jak gotowane bardzo długo buliony na różnego rodzaju kościach, zwłaszcza wieprzowych nóżkach:)
W czasie kiedy jeszcze nie byłam weganką to była jedyna przyswajalna dla mnie forma spożywania mięsa. I muszę stanowczo oddać tamtym czasom dwa honory:
1) kiedy moja babcia, która cierpiała na chorobę zanikową szpiku kostnego i codziennie gotowała te swoje „rosołki” zmusiła mnie wręcz do popijania ich zamiast zimnych jogurtów prosto z lodówki (o tak! miałam taki wspaniały czas w życiu kiedy zajadałam je tonami!) stan zapalny i stwierdzony zespół Reynauda zmniejszył się przynajmniej o połowę a może i więcej.
2) Odkąd przeszłam w zupełności na dietę wegańską (no z małymi wykroczeniami w postaci jajek przepiórczych i miodu) moja skóra stała się szara, matowa i nigdy już, choćbym nie wiem co robiła, nie odzyskała już promiennego wyglądu jak za czasów kiedy piłam te babcine wywarki.
Nie wspominam już o strzelających stawach. Ale to już PESEL i zbyt intensywny tryb życia, więc na brak rosołków nie zwalam.
Wracając do tematu „płynne złoto” jest też jednym z ajurwedyjskich sposobów na radzenie sobie z przewlekłymi stanami zapalnymi z jednej strony i uzupełnienie łatwoprzyswajalnych minerałów z drugiej strony.
O ile gotowane są bardzo długo. Podczas długiego gotowania kolagen zawarty w kościach zamienia się w żelatynę i na czele z aminokwasem glutaminą uszczelnia jelita i leczy stany zapalne jelit, przyczyniając się do ich regeneracji.
O kolagenie w ogóle można mówić godzinami, ale tu kluczowe jest do zrozumienia znaczenie jego roli w ogólnym utrzymaniu elastyczności i odpowiedniej struktury tkanek oraz utrzymaniu zdrowych kości (a tym samym i szpiku).
W kontekście jelita grubego, glutamina jest ważnym składnikiem dla komórek nabłonkowych jelita, wspierając ich funkcję ochronną i regeneracyjną.
I wreszcie kiedy dodamy trzeci element układanki – wątrobę, wywary dostarczają niezbędnego budulca i łatwoprzyswajalnej formy wielu witamin np B12.
Nic tylko brać – o ile nie jesteś wegetarianką lub weganką jak ja:)