Wchodzimy teraz w obiecany temat suplementacji.
Czuję się na siłach mówić o suplementacji i wytykać błędy systemu bo sama przeszłam procedurę rejestracji/przygotowywania/produkcji i sprzedaży suplementu diety. Był to niewypał – przyznaję się szczerze – z różnych powodów (między innymi urodziłam jeszcze dwóch synów co skutecznie uniemożliwiło mi pracę nad promocją suplementu), ale zyskałam OGROM DOŚWIADCZENIA i WIEDZY, która pozwoliła mi się orientować w suplementacji, normach prawnych i wałkach jakie na nas robią producenci.
Zaczniemy od definicji:
Suplementy diety to skoncentrowane źródło składników odżywczych lub innych substancji, których celem jest uzupełnienie normalnej diety. Wyprodukowane są w formie umożliwiającej dawkowanie (kapsułek, pastylek, tabletek i innych podobnych), ale nie są produktami leczniczymi. Podlegają Ustawie o bezpieczeństwie żywności i żywienia.
Jeszcze innymi słowy: produkt w tabletkach, kapsułkach lub płynie, który jest złożony z substancji odżywczej traktowanej jako uzupełnienie normalnej diety.
Co wpływa na to, czy ta substancja, traktowana jako odżywcza, jest w roślinie?
Genetyka + allelopatia (zajemne biochemiczne oddziaływanie na siebie roślin) + warunki zewnętrzne, w których roślina się rozwija oraz:
PH GLEBY
NAWODNIENIE
METALE CIĘŻKIE, PESTYCYDY
TEMPERATURA
NATURALNE SZKODNIKI, NP.OWADY
ZASOLENIE, NASŁONECZNENIE, WIATR
A więc sporo czynników wpływa na to, czy rzeczywiście ta substancja, którą chcemy uzyskać i w takim stężeniu jakie chcielibyśmy zażyć jest w suplemencie. Dlatego producenci wpadli na pomysł podchwycony ze standaryzacji składników toksycznych i oferują nam suplementy standaryzowane. Ma to swoje wady i zalety, o czym dalej:)
Rośliny rosnące w warunkach naturalnych zawierają nieznane stężenie substancji czynnych leczniczych (ich akumulacja w roślinie zależy od warunków zewnętrznych, w jakich roślina się rozwija). Dlatego substancje, których bezpieczne stężenie dla zdrowie można łatwo przekroczyć, by zamiast leczniczego stało się toksyczne, lepiej zażywać z preparatów aptecznych, standaryzowanych – w których stężenie danych substancji jest znane, ściśle oznaczone, i dawka dokładnie określona
Substancje zawarte w niektórych roślinach są bardzo silnie działające, mogą powodować zatrucie ostre po przyjęciu jednorazowej dawki – np. grzyby i rośliny
trujące, konwalia, bieluń, naparstnica.
Toksyczność jest zdolnością substancji chemicznej do wywołania uszkodzeń w organizmie w przypadku jej połknięcia, wchłonięcia przez drogi oddechowe bądź przez skórę. Uszkodzenia te skutkują zatruciem organizmu lub zaburzeniami. czynności komórek, narządów bądź całego organizmu.
Efekt toksyczny może mieć charakter:
– ostry wskutek silnego oddziaływania substancji toksycznej w krótkim okresie czasu (od kilku minut do kilku dni)
– przewlekły (chroniczny) wskutek długotrwałego gromadzenia się tej substancji
Toksyny mogą kumulować się w organizmie i nie powodować objawów ostrych, natomiast w wyniku dłuższego stosowania mogą uszkadzać narządy (neurotoksyczne, nefrotoksyczne, hepatotoksyczne, kardiotoksyczne), np. tujon, alkaloidy pirolizydynowe.
Nawet, jeśli same nie zawierają alkaloidów pirolizydynowych zioła mogą być nimi zanieczyszczone.
Dlatego przyjęło się STANDARYZOWANIE substancji leczniczych.
STANDARYZACJA (NORMALIZACJA) to ogół czynności analityczno-kontrolnych zapewniających zgodność parametrów fizykochemicznych i biologicznych leku roślinnego z odpowiednimi wytycznymi (normami).
Standarazycja zapewnia określenie zawartości w leku związków czynnych, dotyczy to zarówno substancji wywierających efekt leczniczy jak i składników niepożądanych.
Jest oparta na wynikach badań cech:
- makroskopowych,
- mikroskopowych,
- chemicznych (zawartość składników),
- fizykochemicznych,
- biologicznych.
Standaryzacji dokonuje się na podstawie norm farmakopealnych danego kraju lub na podstawie norm jakościowych danego surowca czy preparatu. Zawartość określa się różnymi metodami analitycznymi, ocenia się także czystość surowca. Preparat standaryzowany zawiera ściśle określoną ilość składników wywierających efekt leczniczy.
I to ma sens. Ale w przypadku suplementu nie ma to sensu. jeśli weźmiemy pod uwagę suplement standaryzacja to proces MARKETINGOWY,SZTUCZNIE GENEROWANY, W KTÓRYM DOCHODZI DOIZOLACJI AKTYWNYCH SKŁADNIKÓW ROŚLIN, DZIĘKI CZEMU ZWIĘKSZA SIĘ ICH STĘŻENIE. ALE PROCES TEN ODBYWA SIĘ KOSZTEM SKŁADNIKÓW POBOCZNYCH, KTÓRE MAJĄ OGROMNE ZNACZENIE, PONIEWAŻ ROSLINA ZAWIERA W SOBIE BARDZO WIELE SUBSTANCJI CZYNNYCH, KTÓRE DZIAŁAJĄ SYNERGICZNIE. WYBIERAJ EKSTRAKT ZAWIERAJĄCY WSZYSTKIE SKŁADNIKI NATURALNIE ZAWARTE W ROSLINIE, A NIE TYLKO STANDARYZOWANE NA ZAWARTOŚĆ POJEDYNCZEJ SUBSTANCJI AKTYWNEJ. ZWŁASZCZA, ŻE PROCES WYODRĘBNIANIA SUBSTANCJI CZYNNEJ Z ZIÓŁ ODBYWA SIĘ Z WYKORZYSTANIEM SUBSTANCJI TOKSYCZNYCH, A CZĘSTO RÓWNIEŻ RAKOTWÓRCZYCH, KTÓRYCH ŚLADOWE ICH ILOŚCI MOGĄ ZNALEŹĆ SIĘ W KOŃCOWYM PRODUKCIE PRZEZNACZONYM DO SPRZEDAŻY.
Powyżej wrzucam najważniejszą stronę z książki Aleksandra Ożarowskiego.
Pokazuje nam rozpuszczalność substancji czynnych w wodzie. A więc de facto mówi nam, w czym powinniśmy rozpuścić dany materiał, żeby dało się wyizolować z niego składniki czynne. I nie łudźcie się, że to, co chcecie uzyskać najczęściej rozpuszcza się w wodzie bo właśnie jest zupełnie odwrotnie – większość substancji czynnych nie lubi wody. Potrzebuje zatem innego ekstrahenta żeby stać się składnikiem jakiegoś leku/suplementu. Tutaj otwiera się cała gama możliwości np. ekstrakt etanowowy, ekstrakt wodno-etanolowy, ekstrakt olejowy, ekstrakt glikolowy, ekstrakt acetonowy itd itd. Czy na wszystkich ulotkach suplementów widnieje informacja jakiego rozpuszczalnika użyto do zrobienia ekstraktu? Czy macie pewność, że to, co jest zakapsułkowane jest rzeczywiście ekstraktem, który ZADZIAŁA? Który zawiera w sobie substancję czynną?
Niestety, producenci suplementów nie mają obowiązku opisywania na etykiecie jakiego rodzaju rozpuszczalnika użyto do wyciągnięcia składnika czynnego. A więc nie mamy pewności czy to, co sprzedają jest faktycznie wyciągiem, który ma właściwości lecznicze.
Przykład znany z telewizji – travisto. Albo inny suplement, który zawiera „wyciąg roślinny”.
Czy wiesz ile wyciągu roślinnego jest w kapsułce, którą spożywasz w dobrej wierze? Producent suplementu nie ma obowiązku podać co składa się na tzw. wyciąg rzeczywisty. O ile producenci leków muszą podać wagę wyciągu natywnego, czyli pierwotnego, czystego wyciągu roślinnego, o tyle producent supli może podać wagę wyciągu rzeczywistego, na który składa się wyciąg natywny i …całe mnóstwo wypełniaczy, od higroskopijnej maltodekstryny po inne substancje ułatwiające pracę technologom, żeby preparat „trzymał się kupy”.
Co to oznacza? Bierzesz do ręki dwa opakowania: jedno opakowanie leku, który zawiera 500 mg ekstraktu z jeżówki purpurowej w kapsułce i drugie opakowanie suplementu, który zawiera 500 mg ekstraktu z jeżówki purpurowej w jednej kapsułce. Gdybyś poddała go analizie, może się okazać (choć oczywiście nie musi – zależy od producenta), że w tym drugim przypadku masz połowę mniej wyciągu natywnego a resztę wypełniaczy:)
Przedstawię wam teraz ulotkę mojego suplementu.
Co jesteście w stanie konkretnego z niej odczytać? Czy jest tu mowa jaki to jest ekstrakt? Czy wiecie co oznacza zapis 4:1? Czy widzicie kolejność przedstawionych składników produktu i dlaczego jest tak to ustawione? Dlaczego zapisy odnośnie poszczególnych składników produktu są tak sformalizowane… A ile suplementów z taką nic-nie-mówiącą ulotką albo ulotką-której-nie-umiesz-przeczytać kupujesz?
suplement diety Glutravistic
Składniki: ekstrakt (4:1) z korzenia imbiru, ekstrakt (4:1) z owoców kminku, otoczka kapsułki (hydroksypropylometyloceluloza, barwnik: dwutlenek tytanu, karagen, octan potasu), ekstrakt (4:1) z kłącza kurkumy, ekstrakt (4:1) z nasion gorczycy, substancja przeciwzbrylająca: sole magnezowe kwasów tłuszczowych
Zalecana porcja dziennego spożycia: 2 kapsułki dziennie. Spożywać po posiłkach, w tym zawierających gluten.
Nie należy przekraczać zalecanej porcji dziennego spożycia.
Suplement diety nie może być stosowany jako substytut (zamiennik) zróżnicowanej diety.
Zalecany jest zdrowy tryb życia oraz zrównoważony sposób żywienia.
Wskazania:
Produkt ułatwia trawienie poprzez stymulację wytwarzania płynów trawiennych oraz wspiera pracę wątroby. Dzięki zawartości imbiru przyczynia się do prawidłowego funkcjonowania przewodu pokarmowego i dobrego samopoczucia.
Zawarty w produkcie kminek przynosi ulgę przy uczuciu pełności oraz gazach. Powyższe dolegliwości mogą występować u zdrowych osób po spożyciu glutenu.
Zawartość składników w przeliczeniu na porcję jednostkową (dzienną):
Zawartość w porcji
Składnik dziennej – 2 kapsułki (mg)
Ekstrakt (4:1) z korzenia imbiru 290
Ekstrakt (4:1) z owoców kminku 290
Ekstrakt (4:1) z kłącza kurkumy 190
Ekstrakt (4:1) z nasion gorczycy 190
Przeciwwskazania:
Nie stosować w przypadku uczulenia na którykolwiek ze składników oraz w czasie ciąży i laktacji.
Produkt przeznaczony dla osób dorosłych.
GLUTRAVISTIC
suplement diety
Masa netto: 20 kapsułek po 538 mg (łącznie 10,76 g)
Numer partii produkcyjnej: 117217
DER (Drug extract ratio) – to stosunek surowca do ekstraktu, użytego rozpuszczalnika (ekstrahenta). Inaczej wskaźnik ilości surowca roślinnego do ilości otrzymanego ekstraktu.
Zapis 4:1 oznacza, że z 4 części surowca roślinnego otrzymano 1 część wyciągu roślinnego.
Produkty wiarygodnie można próbować porównać do siebie tylko i wyłącznie w takim wypadku, jeśli podany jest DER, typ rozpuszczalnika oraz informacja o nośniku. Jeśli DER i ekstrahent nie jest identyczny porównanie sprowadza się to do wyliczenia zawartości surowca.
Zapis 4:1 oznacza, że z 4 części surowca roślinnego otrzymano 1 część wyciągu roślinnego.
Produkty wiarygodnie można próbować porównać do siebie tylko i wyłącznie w takim wypadku, jeśli podany jest DER, typ rozpuszczalnika oraz informacja o nośniku. Jeśli DER i ekstrahent nie jest identyczny porównanie sprowadza się to do wyliczenia zawartości surowca.
Jeśli chodzi o regulacje prawne to, w przypadku produktu leczniczego:
Należy podać DER
Należy podać ekstrahent
Należy podać ilość wyciągu natywnego
Konieczna rejestracja i uzyskanie pozwolenia na dopuszczenie do obrotu widocznego na opakowaniu
A jeśli chodzi o suplement to:
Nie trzeba podawać DER (czyli nie masz możliwości porównania suplementu z innym)
Nie trzeba podawać wyciągu natywnego można podać z nośnikiem (czyli nie wiesz ile jest wyciągu aktywnie działającego w produkcie)
Brak wytycznych odnośnie znakowania wyciągami roślinnymi (nie wiesz jakiego rozpuszczalnika użyto i czy rzeczywiście wyciąg będzie skuteczny)
Trudności z ustaleniem dawkowania – ilość surowca / objętość / częstotliwość podawania (większość dawkowania zawiera się w stwierdzeniu: 2 razy dzinnie 1 tabletka. Nie przekraczaj zalecanej dawki, co jest kompletnie nieadekwatne do zapotrzebowania)
Tylko notyfikacja – nie ma potrzeby sprawdzenia / dopuszczenia przez organ przed
wprowadzeniem do obrotu (producent jest natomiast zobowiązany do przedstawienia badań mikrobiologicznych. Często do suplementów trafiają gorszej jakości ziołą/zanieczyszczone zioła, które nie przeszły pozytywnie kontroli w procesie wytwarzania leku/produktu leczniczego)
Zgodność z Ustawą o Bezpieczeństwie Żywności i Żywienia i prawem żywnościowym
Oświadczenia zdrowotne i żywieniowe zgodne z Rozporządzeniami
Oświadczenia z tzw. listy pending EFSA (to jest też śmieszne – producenci supelemntów muszą trzymać się konkretnych opisów danych substancji – w przeciwnym wypadku produkt może zostać uznany za leczniczy i łamią prawo. Czyli np. w stosunku do kminku możesz użyć sformułowania, że „dzięki zawartości kminku preparat przynosi ulgę przy uczuciu pełności i gazach”. Nie możesz napisac, że jest wiatropędny. Itd:)
Co to jest biodostępość? W prostej definicji to Ułamek dawki substancji leczniczej, który dostaje się w formie aktywnej farmakologicznie do krążenia ogólnego po podaniu pozanaczyniowym oraz szybkość, z jaką ten proces zachodzi.
Definicja jest prosta ale sama biodostępność już nie, bo zależy od bardzo wielu czynników min:
– drogi podania
– właściwości fizykochemicznych preparatu – warunkują szybkość i ilość substancji czynnej uwolnionej z postaci leku (rozpuszczalność, lipofilność, stopień zjonizowania,masa cząsteczkowa, substancje pomocnicze itd.),
– stan fizjopatologiczny organizmu (zmiany pH lub motoryki przewodu pokarmowego,choroby przewodu pokarmowego lub wątroby)
– interakcji pomiędzy lekami lub lekiem i treścią pokarmową w miejscu wchłaniania
– efektu pierwszego przejścia.
Już po tych powyższych punktach powinnaś domyślić się, że nie ma szans na to, żeby producent suplementu zagwarantował skuteczną biodostępność (już nie mówiąć o jakimś poziomie procentowym tej dostępności) ponieważ na część parametrów od których ona zależy nie ma po prostu wpływu:)
Przy kupowaniu czy porównywaniu suplementów biodostępność „gwarantowana” przez producenta raczej jest chwytem marketingowym:)
Największe zamieszanie jest na rynku adaptogenów. Robią światową karierę – nic dziwnego, bowiem:
- Neutralizują wolne rodniki przez co chronią również przed uszkodzeniami DNA komórek (głównie występujące w nich polifenole i saponiny triterpenowe)
- Działają hepatoprotekcyjnie i odtruwająco wspomagając pracę wątroby w tym zakresie
- Działają hipoglikemicznie (ale tylko w przypadku, w którym poziom cukru jest podniesiony)
- Stymulują układ odpornościowy a także ułatwiają rekonwalescencję po przebytej chorobie (głównie polisacharydy)
- Normalizują funkcje organizmu, niezależnie od kierunku, w którym działa zakłócenie;
- Działają wielokierunkowo! (nie są skierowane na leczenia konkretnego narządu czy dolegliwości)
- Ułatwiają koncentrację i zapamiętywanie
- Poprawiają funkcje seksualne i dodają wigoru/witalności
- Zmniejszają ciągoty do alkoholu czy słodyczy; głównie te związane z pogorszonym nastrojem i/lub depresją (ale nie bierz kiedy pijesz alkohol)
- Redukują stany niepokoju, lęku oraz wybuchy złości
- Poprawiają wydolność fizyczną
- Pomagają przy zaburzeniach ze snem i/lub bezsenności
- Pomagają przy stanach chwiejnego samopoczucia; polepszają nastrój
- Działają anabolicznie jeśli chodzi o przyrost masy mięśniowej (bez gromadzenia tkanki tłuszczowej)
Siła działania konkretnego adaptogenu jest zależna od wielu czynników. Wpływa na to np. wiek rośliny (np. najlepszy żeń-szeń jest pięcioletni), jej jakość (musi występować w naturalnym środowisku i musi być narażona na niesprzyjające warunki klimatyczne, dokładnie takie, w jakich rośnie naturalnie, tylko wtedy są w stanie wytworzyć się odpowiednie substancje), wysokość dawki adaptogenu, czy konkretna forma ekstraktu.
Czy myślisz, że każdy suplement dostępny na rynku spełnia te kryteria? Czy myślisz, że kupując żeń-szeń za 30 złotych dostajesz prawdziwy, przynajmniej 5 letni sproszkowany korzeń? Czy myślisz, że kupując czystek kreteński z upraw w Polsce (foliówki) dostajesz czystek z całą zawartością polifenoli, które gwarantują jego działanie wzmacniające odporność? Niestety. Producenci chcą zarobić. Wrzucają do produktu sproszkowane zioło pod nazwą gatunkową – stan rzeczywisty, ale co ona daje, czy spełnia odpowiednie kryteria to inna kwestia. Raczej nie spełnia – a jeśli spełnia na pewno będziesz o tym wiedzieć – pokaże to cena produktu. Adaptogeny muszą być drogie – bo ich produkcja jest po prostu kosztowna i długotrwała. Nie oczekuj więc cudów za małe pieniądze, bo to na pewno oszukany suplement:(
Czy wiesz, że rośliny również mogą ulegać zanieczyszczeniom różnymi substancjami?
Nie chcodzi mi tu o zanieczyszczenia przenoszone przez kwaśne deszcze albo pyły. Bardziej o taką naturalną drogę zanieczyszczenia: podziemne wody, grzybnia, powietrze itd. Przykłądem takich niebezpiecznych zanieczyszczeń są alkaloidy pirolizydynowe – na pewno kojarzysz je z hepatotoksycznego działania. Dlatego na przykład nie powinnaś stosować podbiały dłużej niż 2 tygodnie.
Zobacz teraz =>
Rośliny mające w swoim składzie alkaloidy pirolizydynowe:
Żywokost lekarski, Symphytumofficinale L., Lepiężnik różowy, Petasiteshybridus Podbiał pospolity, Tusillagofarfara, Ogórecznik lekarski, Borragoofficinalis L., Starzec jakubek, starzec zwyczajny Żmijowiec posplity, Echium vulgare L., Heliotrop
A rośliny ulegające zanieczyszczeniom =>
Ziele dziurawca, Hyperici herba, Ziele męczennicy, Passiflorae herba, Kwiat rumianku, Matricariae flos, Ziele przywrotnika, Alchemillae herba, Korzeń lukrecji, Liquiritiae radix, Liść melisy, Melissae folium, Liść mięty pieprzowej, Menthae piperitae folium, Liść szałwi, Salviae folium, Korzeń mniszka lekarskiego, Taraxaci herba cum radice Ziele tymianku pospolitego, Thymi herba.
Ok może nie spożywasz zbyt często podbiału, bo zdajesz sobie sprawę z zawartości tych alkaloidów. Ale jak często spożywasz dziurawiec, rumianek albo melisę? A może miętę? Czy myślisz, że wszyscy producenci suplementów badają swoje produkty na zawartość zanieczyszczeń alkaloidami pirolizydynowymi? hm…
Jak byłam małym dzieckiem na kaszel i chrypkę zawsze dostawałam tymianek z podbiałem. Jak nie pastylki to cukierki albo syrop. Zapewne moi rodzice nie za bardzo zdawali sobie sprawę z obecności tych nierozpuszczalnych toksyczn (dodatkowo działających genotoksycznie). Jest 30 lat później i co? Te same pastylki, cukierki, syropki i inne tymianki z podbiałem można kupić sobie w sklepie spożywczym i szprycować nimi do woli dzieciaki:) albo nawet zajadać, bo po prostu są dobre. Oczywiście to nie jest tak, że mała dawka wyrządzi nam jakąś poważną krzywdę. Ale przypominam sobie podjadającą te cukierki po kilkanaście opakowań na przeziębienie – myślę, że gdybym cześciej chorowała to z pewnością nie pozostałoby to bez echa. Na niektórych opakowaniach pojawia się już informacja o potencjalnej szkodliwości podbiału. Ale na większości pozostaje info, że należy spożywać maksymalnie 2 tabletki/pastylki i nie przekraczać zalecanej dawki. A takimi informacjami można sobie nos podetrzeć – i tak mało kto bierze je na serio. Przecież to tylko cukierki…
Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. To dawka czyni coś trucizną. Słynne słowa Paracelsusa w kontekście suplementów są SUUUUUPER adekwatne. Zwłaszcza, że nie wiemy ile potrzeba czegoś, by stało się trucizną w odniesieniu do pojedynczego organizmu. Toksykologia stała się już „wyczerpana” To znaczy, że znamy dawki niebezpieczne w zasadzie dla większości znanych substancji. Nie wiemy natomiast w drugą stronę – jak działa coś w dawce podprogowej. I ile tego czegoś w dawce podprogowej – czyli niezmierzalnej, takiej, która nie daje mierzalnych efektów – możemy użyć żeby sobie nie zrobić krzywdy.
Spożywanie dużej ilości suplementów jest niekorzystne – to z pewnością jest jasne. Organizm musi poradzić sobie z nadmiarem substancji, których nie potrzebuje. Wszystko, czego jest za dużo musi usunąć z organizmu, żeby nie wiem jak bardzo było zdrowe. To dodatkowo obciąża wątrobę i narządy detoksykacji. Nie mówiąc już o tym, że niektóre substancje mogą się kumulować.
Wydaje się, że lepszym rozwiązaniem byłoby przyjrzeć się homeopatii, która w sposób bezpieczny „porusza”, „mobilizuje” organizm. Wielu naukowców jest zdania, że homeopatia nie działa. Oczywiście, że nie działa widocznie – bo działa w dawkach podprogowych, niezauważalnych, niemożliwych do zbadania. Działą na zasadzie hormezy – zgodnie z definicją wikipedii jest to „zjawisko polegające na tym, że czynnik występujący w przyrodzie, szkodliwy dla organizmu w większych dawkach, w małych dawkach działa na niego korzystnie”. Korzystnie czyli pobudzająco, poruszająco. Homeopatia nie ma leczyć – to jest główe nieporozumienie. Lekarze posługujący się homeopatią nie LECZĄ tylko MOBILIZUJĄ organizm do samoleczenia. Czasem warto zastanować się dwa razy zanim sięgniesz po coś, co suplementując przez długi czas w dużych dawkach zrobi ci krzywdę. Może lepiej użyć czegoś, co działa w dawce podprogowej?
Dawka daej substancji to jedno a drugie to jakość tej substancji: ten sam związek chemiczny może zupełnie inaczej zachowywać się w ogranizmie w zależności od tego, czy jest to związek naturalny czy syntetycznie wytworzony! Organizm ludzki jest zdolny do metabolizowania produktów, które naturalnie występują w przyrodzie i świetnie radzi sobie wybierając to, co dla niego jest akurat potrzebne w takiej ilości jaka jest mu potrzebna. Coś, co nie występuje w przyrodzie jest zdecydowanie trudniejsze do metabolizmu przez organizm i często staje się ksenobiotykiem zwiększającym ilość i aktywację MAO (monoaminooksydazy).
Jeśli masz do wyboru suplement/lek, który zawiera naturalną postać jakiejś substancji, nawet, jeżeli jest jej mniej albo jest mniej „aktywna” to i tak wybierz ten środek. Organizm sobie poradzi. A wybierając coś super hiper – aktywne razy 151700 ale syntetycznie wytworzone możesz wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku. Chyba, że musisz szybko uzupełnić jakiś konkretny niedobór – ale wtedy takie suplementy bierz pod kontrolą lekarza (np. wlewy z B12).
Jest taki urząd jak Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności, który wraz z podległym mu Panelem ekspertów ds. Dodatków do Żywności oraz Substancji Odżywczych ustalają współczynnik ADI. To skrót od Acceptable Daily Intake – dopuszczalne dzienne spożycie – czyli ilość danej substancji, którą aplikując sobie codziennie wraz z pobieraną żywnością, wodą, lekami i suplementami, wdychanym powietrzem itd według aktualnego stanu wiedzy nie przedstawia zagrożenia dla organizmu. Czyli po prostu dawka uznawana jest za nieszkodliwą – ale tutaj UWAGA: dotyczy to łącznego spożycia/pobrania tej substancji różnymi drogami, którymi może dostać się do organizmu. Dawkę ustala się w przeliczeniu na kilogram masy ciała/dobę;
Generalnie dobrze byłoby żeby korzystać z żywności, która nie ma określonego ADI:) Jeśli ma to znaczy, że w jakiś sposób jest to substancja szkodliwa. Niestety większości dodatków do żywności, pozostałości pestycydów i leków weterynaryjnych występujących w żywności mają swoje ADI.
Przykładem może być karoten – występujący naturalnie przecież barwnik i to całkiem zdrowy. Wykształca się z niego witamina A potrzebna nam do utrzymania zdrowych włosów, skóry i paznokci. ALE zauważmy, że barwniki te (od żółtego po ciemny pomarańczowy) mogą być produkowane również na bazie syntezy chemicznej i uznano, że nie są całkowicie bezpieczne a ich nadmiar wręcz szkodliwy. Dlatego mamy odpowiednio przeliczone ADI dla tych substancji. I teraz cała zabawa polega na tym, że nie jesteśmy w stanie zmierzyć ile karotenów przyjmujemy dziennie wraz z żywnością naturalną (np. dynia, marchew) oraz całą pozostałą żywnością, która karotenem jest barwiona czyli jogurtów, napojów mlecznych, serków homogenizowanych, deserów, mleka zagęszczonego i zabielaczy do kawy/herbaty, śmietany, serów topionych i innych rzeczy. Jeśli dołożymy do tego albo suplementy z karotenem „solo” czyli rozpuszczony w tłuszczu barwnik albo glazurowane karotenem tabletek (powlekanie) to… mamy problem. Spożywanie nadmiernych ilości naturalnego beta-karotenu nie prowadzi do hiperwitaminozy witaminy A bo organizm reguluje, jaka ilość barwnika ma zostać przekształcona do retinolu. Ale przyjmowanie zbyt dużych dawek barwnika w postaci naturalnej i syntetycznej łącznie może jednak wywołać określone skutki uboczne. Są to przede wszystkim bóle głowy i brzucha, wymioty oraz nudności.
Temat suplementacji jest obszerny, dlatego zostanie podzielony na kilka części. W kolejnym wpisie zajmę się tematem opakowań, a potem przejdziemy do barwników.
Do następnego 🙂