CIĄG DALSZY: Po tygodniu od napisania tego posta, przeczytaniu wszystkich trzech pozycji „Zamknij usta”, „Przewaga tlenowa” oraz „Spokojny oddech spokojny umysł” oraz bezwzględnej obserwacji swojego oddechu przez ten czas jestem coraz bardziej ciekawa tej metody. Zaczynam ją rozumieć i to jest chyba kluczem. Do tej pory co do glutów jeszcze się nie przełamałam i chyba tak zostanie, ale z punktu widzenia instruktora zaczynam kojarzyć pewne dolegliwości pojawiające się u moich klientów, których wcześniej nie diagnozowałam jako związane z oddechem.
Jakiż zbieg okoliczności, że w najnowszym magazynie „yoga&ayurveda”, który dodatkowo wczoraj jeszcze przetrawiłam, też znajduje się artykuł bardzo zwięźle opisujący założenia Butejki.
https://www.yoga-mag.pl/wiosenna-yoga-ayurveda-juz-w-sprzedazy/
Z tego trybu pół-leżącego wychodzą same problemy:) Nie dość, że jem na potęgę to jeszcze czytam i pracuję zdecydowanie za dużo:) Koleżanka fizjoterapeutka dała mi trzy książki do ogarnięcia, a że temat oddechu jest mi bliski to pomyślałam, że chętnie je wchłonę. Zaczęłam od pierwszej, najmniejszej i z każdą kolejną stroną robiłam coraz większe oczy. Nie znałam wcześniej metody Butejki i z początku wszystko o czym pisał autor książki wydawało mi się abstrakcyjne: jak to, żeby oddychać mniej? Jak to, że jesteśmy hiperwentylowani? Jak to, że mamy za mało CO2????? Cóż to za jakieś niedorzeczności? Potem stopniowo zaczęło się wyjaśniać co autor miał na myśli. Po pierwsze, książka skierowana była przede wszystkim do astmatyków, którzy rzeczywiście jak się „duszą” to pochłaniają duże ilości powietrza za szybko i ustami. Po drugie autor przestrzega w niej przede wszystkim przed oddychaniem przez usta, z czym akurat bardzo się zgadzam. Nos jest do oddychania usta do jedzenia:) W nosie powietrze jest prawidłowo ogrzewane, filtrowane i nawilżane, dzięki czemu dostaje się do płuc w najlepszej formie. Po trzecie autor stwierdza, że przez obecnie propagowany styl życia, na szybko, za ciepło i za sucho (ma tu na myśli ogrzewanie domów i za ciepłe ubieranie) pochłaniamy za dużo powietrza, które nie jest prawidłowo nawilżone. I wreszcie, że uczymy się brać za długie wdechy i wydechy podczas gdy powinniśmy uczyć się robić przerwy między oddechami, zatrzymywać to powietrze, żeby nastąpiła prawidłowa wymiana tlenu z dwutlenkiem węgla. Ok to są te przesłanki, z którymi się zgadzam. A teraz bardziej hardcorowo:
– autor twierdzi, że nie powinno się wydmuchiwać glutów (bo wtedy bierzemy głęboki wdech ustami i pozbywamy się śluzu, przez co organizm produkuje go jeszcze więcej). Czy ktoś kiedyś próbował na stałe wciągać gluty? nie wiem, czy zaliczyłabym to do przyjemności, po za tym naturalnie dzieciom po prostu gluty lecą, bo to jest ich zadanie, mają oczyścić nozdrza. Wraz z nimi usuwamy z ciała patogeny, nie widzę więc sensu zatrzymywania glutów w nosie:)
– nie powinno się tez ziewać i wzdychać (też dlatego, że nabieramy wtedy za dużo powietrza) – hm z perspektywy ajurwedy ziewanie to odruch naturalny, którego nie powinno się wstrzymywać. Biorąc pod uwagę, że zwierzęta w naturalnym habitacie też ziewają i ziewa płód w łonie matki uznałabym to za bardzo naturalne zjawisko i pozostawiła bez piętnowania…
– nie powinno się brać długich wdechów i wydechów, ani zwiększać objętości płuc. I tu zapaliła mi się czerwona instruktorska lampka. Przez całe życie na wszystkich formach treningów w każdym miejscu na ziemi w jakim ćwiczyłam instruktor uczył głębokich wdechów nosem i długich wydechów nosem lub ustami w zależności od ćwiczeń. Nie spotkałam się z metodą, prócz niektórych ćwiczeń pranajamy, żeby oddychać płytko i krótko. Nie zastanawiałam się nigdy nad tym, czy rzeczywiście jestem w stanie sobie hiperwentylować płuca oddychając głęboko, raczej było to całkiem naturalne.